środa, 5 kwietnia 2017


Pyk i kolejny tydzień minął. Zobaczmy co tam zarzucili na warsztat nasi mężni niczym kot He-Man’a uczestnicy.



Paweł “Berdysz” Dąbrowski

Berdysz postanowił zarzucić odrobiną nostalgii i pamięci starych czasów warhammera… Z jakiegoś powodu jednak, jego oldschoolowy model Ogra postanowił pokazać nam du*ę … ale uwierzcie mi, ta strona jest ładniejsza ( bynajmniej nie pod względem technicznym malowania, bo to jest bez zarzutu, ale po prostu ten typek jest średnio urodziwy… po mamusi pewnie)
Berdysz.jpg





Staszek ‘Liefather’ Muszyński

Staszek postanowił przedstawić nam pierwszy zarys swojej makiety, zapowiada się naprawdę wyśmienicie, do tego zmalował cogsmitha, ale że zasady są jakie są a nas już opie***lili za ich jawne lekceważenie (nadal to będziemy robić) nakarmimy Was drodzy czytelnicy zdjęciem makiety oraz baaardzo sytym opisem inżyniera, którego kunsztu nie powstydziła by się krzyżówka Mickiewicza z Amaro.

Wstępnie o Cogsmithu:

Reymondi Palmersson – duradiński inżynier – archeolog. W czasie gdy inni zgłębiali w akademiach Arsenału Ironweld najnowsze rozwiązania technologiczne, jego uwagę przykuwały dawne księgi zawierające opisy zapomnianych technologii. Gdy tylko ukończył akademię, zaczął szukać jak najbardziej dochodowych zastosowań swoich umiejętności i zbierać fundusze na pozyskiwanie rzadkich ksiąg i prowadzenie wykopów archeologicznych. Przez lata udało mu się pozyskać liczne artefakty – jednak większość z nich miała wartość - przede wszystkim zabytkową.
            Jednak jego poszukiwania nie były bezowocne – wydobywając pradawne tablice runiczne trafiał na coraz więcej odniesień do tajemniczej, duradińskiej maszyny zagłady. Wraz z kolejnymi skrawkami informacji jej odnalezienie stawało się dla niego obsesją.
            Po latach zbierania informacji odkrył, że prototyp tajemnej maszyny znajduje się w zaginionym Zorn Grung Azul – które było niewielkim miastem górniczym, zniszczonym jeszcze w Erze Mitów przez plagę podstępnych Skavenów. Lokacja tego miasta zaginęła w mrokach czasów chaosu.
            Poszukiwania pochłonęły niemal wszystkie zgromadzone przez niego pieniądze i teraz wędruje samotnie przeszukując dawne ruiny, desperacko poszukując kolejnych wskazówek.

Conieco o drzwiach - bo zasługują na własną historię:

Drzwi do komnaty arcymagusa Tzeentcha Vandala Fausta mają zaklętą w sobie duszę jego sługi i strażnika. Zaniechał on swojej warty, co rozwścieczyło paranoicznego magusa. Vandal zamiast jednak po prostu zabić sługę, wyrwał jego duszę z ciała i scalił jej esencję z drzwiami prowadzącymi do jego komnaty – co miało służyć zarówno jako dodatkowe zabezpieczenie, ale też jako przestroga dla niekompetentnych sługusów. Drzwi posiadają teraz szczątkową świadomość i są bezwzględnie posłuszne narzuconym im przez magusa wytycznym, który w swojej arogancji i przewrotności nakazał im wpuszczać wszystkich intruzów, ale natychmiast po ich wejściu zamykać się, aby uniemożliwić im ucieczkę.

Liefather.jpg







Piotr “Sherman” Pucyk
Totalne Wejście Smoka. Przyczajony tygrys, nie pokazywał wiele przez jakiś czas by nagle wjechać z buta wywalając drzwi i machając nogami w pół obrotach niczym Chuck Norris powalić nas ludkami w stylu tego:

Sherman.jpg





Mikołaj “Wołek Zbożowy” Włodek
No cóż… przegrałem troszkę szelki gdyż założyłem się, że Wołek po wygraniu poprzedniego tygodnia osiądzie na laurach i w tym sobie odpuści… myliłem się. Moja culpa… Bardzo fajny ludek, super dopieszczony … (nie zapomnę Ci że wisisz mi pomalowanie 1 figurki :D )

Wołek.jpg






Jakob Scholz
Nie będę się tutaj rozpisywać. Gość otworzył mini sklep Ikea i ogarnął kilka sprzętów do swojej knajpy (to całkiem modne dzisiaj) Opis jak zawsze pierwsza klasa więc życzymy smacznego:

Tydzień już czekamy na mistrza Blackbourne’a. Kiedy w końcu przybędzie?” rzekł Will zrozpaczonym tonem do rycerza Rocha Stolzenfels, herbu trzy kawki. „Co gorsza, mistrz wysłał mnie wcześniej żebym zwerbował dla niego drużynę przynajmniej dziewięciu wojowników którzy wraz z nami ruszą w Felstad. Przez tydzień udało mi się spotkać tylko Was i Waszą drużynę.” „Licz się ze słowami młodzieńcze” rzekł chłodno Kuno Wittram, siedzący niedaleko wojownik. „Niejeden chciałby mieć za towarzyszy takich jak my!” „Spokojnie Kuno, nasz młody towarzysz nie chciał nas obrazić.” przerwał rycerz. „Jest tylko zmartwiony że jest nas tak mało tam, gdzie spodziewał się wielu naszego pokroju. Sweetsong, zanuć może coś, a nuż muzyka przyciągnie kogoś. Mi także przydało by się trochę dodatkowego towarzystwa…”

Już po kilku nutach nastąpiło głośne uderzenie w drzwi karczmy i do środka wpadł potężny człowiek z równie potężnym mieczem. „AAAARGHHH!!!! Co to za straszny hałas!!! Uszy mi krwawią!!!” Wszyscy podskoczyli ze swoich ławek sięgając po broń, bard po kufel. Pierwszy odezwał się bard. „C, c, co?? To moja musyka! Jak ś ś śmiesz!?!” „Spokojnie, szanowny bardzie. I Ty Hrothgarze też się uspokój.” rzekł przekradający się za olbrzymem niski i według Willa troszkę szczurowaty i na pewno bardzo podejrzany człowieczek. „Hrothgar nie przepada za muzyką.” Nawet jego głos był tak jakby szczurowaty, pomyślał Will. „Hrothgar jest barbarzyńcą, wielkim wojownikiem, ale niekoniecznie koneserem sztuki.” ciągnął dalej człowieczek "Towarzyszę mu od dłuższego czasu. Nazywam się John” „John?” Zapytał wbrew sobie spokojnie Will. Reszta towarzyszy milczała pozostając czujnymi „A czym Ty się parasz? I masz może nazwisko Johnie?” „Nazwisko? Sneakwell, John Sneakwell, jestem złodziejem, całkiem niezłym jak mi się wydaje.”


Scholz.jpg





Krzysztof “Mrówa” Mrówczyński

Mrówa w tym tygodniu postawił zdecydowanie na makietę. Opis też naprawdę syty więc warto poświęcić te kilka - kilkanaście(różnie jest z tym czytaniem nie?) minut i sobie zafundować troszkę klimatu do podwieczorka. Ciekawe czy Mrówa kiedyś wyda jakąś książkę…

Opis komnaty

       (...)"Cisza" rzekł zwiadowca przytykając lewe ucho do wielkich, dębowych okutych drzwi. "Wygląda na to, ze sala przed nami nie jest duża. Nie słychać nic prócz kapania, pewnie z sufitu". Dalej skulony nasłuchiwał jeszcze chwilę. Dror I Gror nerwowo zaciskali palce na styliskach swoich toporów umalowanych czarna posoka moryjskich orków. W poprzedniej sali drużyna stoczyła bitwę bowiem wpadli w zasadzkę orków. Od tego momentu zadecydowali by Lain sprawdzał każde następne pomieszczenia zanim je otworzą. Miał świetny słuch I zmysł przestrzenny, a to mogło uratować albo chociaż przygotować do obrony przed niespodziewana zasadzka. Orki lubują się w atakach z zaskoczenia dlatego tez ostrożność cenniejsza jest niźli pospiech i brawura w splugawionych przez nich komnatach podziemnego pałacu.
       "Czysto" rzekł po czym niezwłocznie bracia topornicy otworzyli wrota. Zaskrzypiały doniośle i jakby dumnie niosąc się echem w podziemiu. Drużyna ruszyła do przodu. W pierwszej kolejności weszli wojownicy. Na końcu ja I Oin. Nie potrzebowali pochodni (krasnoludy naturalnie posiadały zdolność ostrego widzenia nawet w najciemniejszych ciemnościach ).
Ich oczom ukazała się - faktycznie nieduża - sala o powierzchni kwadratu. Na środku znajdowały się wysokie kamienne schody, a przed nimi dwie, szerokie I niskie kolumny. Posadzka wyłożona była foremnymi kafelkami, zarówno na gorze jak I na dole. Wyżej znajdowały się drzwi, czy raczej wrota, pilnowane przez dwa wysokie posagi krasnoludzkich strażników w opancerzeniu znanym z Drugiej Ery. Sala więc, a może tylko same posagi wykonane były dość niedawno biorąc pod uwagę wiek Khazad Dum. Gdzieniegdzie widać było ślady pozostawione przez wiecznie ostry ząb czasu: spękania kafelków, ubytki w posągach i kolumnach. Jeden z kamiennych wojów pozbawiony był głowy. Co ciekawe nigdzie nie widać było zguby, jakby po upadku rozbiła się w proch.
Balin wraz ze swoimi przybocznymi powoli wspiął się po schodach w stronę drzwi. "Coś tu jest nie tak..." zaniepokoił się Lain. Jego słowa momentalnie wywołały we mnie lęk. Inni również nerwowo rozglądali się dookoła szukając zagrożenia. Ale ono nie nadchodziło. Minęło parę dłuższych chwil. Balin zarządził odpoczynek. Lain zatrwożony złym przeczuciem zerkał cały czas w stronę drzwi przez które przeszliśmy do komnaty w której obecnie się znajdujemy. Kompania rozeszła się po sali, jednakże zachowała nadany wcześniej porządek: Dror i Gror stali bezpośrednio przy Balinie na gorze, sztandar znajdował się obok a po przeciwnej stronie przy posagu spocząłem ja. Najciężej opancerzeni znajdowali się przy drzwiach na dole, w tym kapitan Froin. Lain stal tuz obok nich wytężając wzrok w stronę uchylonego przejścia. W miedzy czasie gdy kończyłem jako ostatni posiłek przyglądałem się posągowi bez głowy.
          Opancerzony w pancerz lamelkowy w lewej ręce dzierżył topór z odłamanym styliskiem a w prawej masywną włócznie. Jego ciało przykrywała niegdyś tablica - teraz złamana i krzywo opadająca na prawo. Zapisana była runami. Nie potrafiłem odczytać wszystkiego bowiem napis był mocno przetarty: "Chwała Durinowi! Największemu spośród khazad... Poczyniłem to ja, Funrin, syn... ku chwale Długowiecznego". Jakież to smutne, pomyślałem. Niegdyś potężny, dumny gród teraz splugawiony ciemnością, rozpadający się i opustoszały...
          Nagle Lain krzyknął mącąc względny spokój do którego zaczęliśmy się przyzwyczajać. "Nadchodzą! Przyszli za nami! Do broni!" Zerwałem się na równe nogi. Oin chwycił swój kostur i bez chwili zwłoki ruszył w stronę drzwi. Wyciągnąłem procę i przygotowałem się do strzału. Po paru sekundach usłyszeliśmy skrzekliwe glosy przeradzające się w przeraźliwy krzyk dziesiątek gardeł. "Chronić Balina!" Nawoływał Froin starając się przebić głosem przez nieznośny hałas. Wojownicy skoczyli w stronę drzwi (...)
- Ori

Zaginiomy fragment Ksiegi Mazarbul

Mrówa.jpg

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz